- Davies, a Ty dlaczego się modlisz na różańcu? Bo tak chcesz czy dlatego, że Father Chaster mówi, że tak trzeba? - pytam go, podczas konferencji na temat wiary w Kasamie, podczas zjazdu młodzieży salezjańskiej.
- Bo chce? - oodpwiada.
- A dlaczego chcesz?
- Bo Pan Jezus mi pomaga.
- A o co się modlisz?
- Za ludzi.
- W Lufubu?
- Nie, na całym świecie.
Tutaj wszystkie dzieci chodzą z różańcem na szyi, bo to dla nich skarb, że posiadają coś na własność. A więc to normalne, że ja też noszę go na szyi. Będąc w Kasamie szliśmy ulicą odmawiając różaniec. Idąc ulicą gdziekolwiek w Zambii, ludzie robią różne śmieszne rzeczy. Śpiewają, sprzedają różne dziwactwa, noszą ciężkie przedmioty, cieszą się bez powodu, a ja wśród nich po prostu mówię różaniec. Takie sobie jeszcze jedno udziwnienie. W Kasamie nawet nie wiem kiedy ludzie przyłączali się do nas do wspólnej modlitwy na różańcu. Będąc tutaj wiecznie poruszamy tematy o Bogu. Bo byliśmy przecież na zjeździe młodziezy salezjańskiej, bo prowadzimy salezjańskie oratorium, na placówce, którą prowadzą księża. Bo na naszym tracku, kiedy podróżujemy, widnieje wielki napis DON BOSCO Agriculture.
To wcale nie jest tak, że te dzieci tyle zyskują dzięki mojej pomocy tutaj. To jest dla mnie łaska, że ja tu jestem. Mogę tu odkrywać samą siebie. Afryka, Zambia, Lufubu jest dla mnie Darem. Rzeczywiście, kiedy mówiłyśmy różaniec z chłopakami, najmniejszy Davies jako intencję poprosił o modlitwę za wszystkie dzieci na świecie.
Zawsze dawanie świadectwa mojej wiary było dla mnie trudne. Wśród ludzi, dla których to nie ma najmniejszego znaczenia. Wśród tych, którzy drwią z osób wierzących. Wśród osób, które są tak daleko od Boga, że nie przyznają się same przed sobą, że kiedyś były wierzące. Często modliłam o odwagę, do dawania świadectwa mojej wiary. Ale On miał dla mnie inny plan. On wysłał mnie tam, gdzie mogę iść, dawać świadectwo po prostu z tym co mam...
Father Antonio zapytał nas w Kasamie, jak z naszą modlitwą na misjach. Opowiadał o belgijskich wolontariuszach, którzy owszem chodzili na msze w niedziele, ale msza w tygodniu była dla nich dziwactwem. Wolontariuszka z Niemiec, którą spotkałyśmy w Kasamie opowiadała, że dla niej nawet msza w niedzielę, nie jest obowiązkowa. Była przekonana, że większość niemieckiej młodzieży nie umie modlić się na różańcu. Ksiądz Piotr z Kazembe przez rok nie zdołał przekonać niemieckich wolontariuszek do brewiarza A my Pollki? My poza poranną mszą i brewiarzem, koronką w ciągu dnia i Aniołem Pańskim wieczorem, odmawiamy jeszcze 3 różańce dziennie. Z potrzeby nie z przymusu. Zupełnie z własnej woli. Nie po to, żeby pokazać, że potrafimy. Ja wiem, że to jest dla mnie łaska, że ja tutaj tak mogę, że mam czas, że ktoś chce się ze mną pomodlić.
Kiedy ksiądz Czesiek mijał nas podczas śniadania w Kasamie, zapytał:
- Jak tam moje gwiazdy?
- Świecą – odpowiedziałam.
My przyjechałyśmy tu we 3, aby świecić. Wcale nie dlatego, że jesteśmy białe. Ale żeby świecić przykładem.