Jak byłam mała zawsze bałam się sama spać. Do tej pory nie cierpię oglądać horrorów, bo potem ogarnia mnie strach.
Gdy wyszliśmy wieczorem na zewnątrz, Mukuka mówi mi, że niebo wygląda jakby miało padać. On się lepiej zna na rzeczy. Na dworze robi się coraz cieplej i przez to nie mogę spać. Czasami budzę się w nocy...
Spoglądając na zegarek odczytuję kolejne minuty, które bezpowrotnie znikają w czarnej odchłani nocnej czasoprzestrzeni. Gdy nie ma prądu jest tak ciemno, że nie zauważam różnicy kiedy otwieram czy zamykam oczy. W nocy przedmioty pałają odcieniami ciemności. Za oknem wiatr dudni jak w czasie sztormu na morzu. Uderza o szyby i parapet jakby rzeczywiście padał deszcz. Ale to nie krople, to odłamki kurzu, mniejszych gałązek i kamyki. Wiatr niebezpiecznie uderza o budynki, porywając ze sobą mniejsze przedmioty, które napotyka na swej drodze. Zagłusza bzyczenie komarów w moim pokoju. Łomocze o drzwi tak gwałtownie, jakby ktoś w nie pukał. Ale gdyby ktoś rzeczywiście pukałby do naszych drzwi, nie miałabym odwagi wstać, by je otworzyć. Najgroźniejsze odgłosy wydają wielkie drzewa. Szumią konary rozłożystych koron i trzeszczą palmy. Szyby w oknach drżą. Raczej nie z przerażenia, ale walczą o przetrwanie. Odgłosy dachu, potrącanego gałęziami drzew, dopingują okna w swych zmaganiach. Siłują się z uporczywym wiatrem, który nie daje za wygraną. Miauczenie kota, dzisiaj w nocy brzmi jak płacz dziecka. Wszystko wiruje. Może pogoda też musi dać upust emocjom nazbieranym w ciągu dnia? Jak widać matka natura też ma swoje czarne momenty. Chmurzaste chwile naburmuszenia. Czarny humor matki natury na Czarnym Lądzie...
Zanurzam wtedy nos pod kocem, mimo że wcale nie jest mi zimno. Wsłuchuję się w te dźwięki, aż wszystko ucichnie. Przynajmniej w moim umyśle. I czekam na poranek, który zabierze mroczne zmory ciemności.
,,Po nocy zawsze wstaje dzień.
Ja to wiem!
piątek, 6 września 2013
środa, 4 września 2013
ODCINEK materiału
Każda czarna kobieta nosi wzorzyste chitengi jako długą spódnicę, zawiązaną na biodrch. Do kościoła kobiety zakładają te najbardziej eleganckie. Istnieją nawet wersje z Jezusem i Maryją. Queen ostatnio używała chitengi w kuchni jako fartuszka, żeby nie pobrudzić ubrania. Te gorszej jakości przydają się jako ręcznik po kąpieli nad rzeką. Wtedy stosuje się specjalnie wiązanie na szyi. Ajce ostatnio chitenga posłużyła jako parawan w celu zmiany ciuchów na suche. W naszym domku używamy jej jako obrus na stole. Raz w oratorium ja używałam mojej zamiast koca, do siedzenia z dziećmi na trawie. Zastosowanie jej jako koca lub peleryny przydaje się również kiedy komuś jest zimno. Wszystkie mamy przywiązują sobie chitengą małe dzieci na plecach. Choć nie tylko kobietom przydają się chitengi. Chłopcy również zakładają je sobie na biodrach. Kiedy tańczą, aby podkreślić ruchy.
I takie do tańczenia były właśnie naszym zadaniem przed wyjazdem do Kasamy. Cały dzień próbowałyśmy naprawić maszynę do szycia. A potem całą noc spędziłyśmy na ręcznym szyciu strojów dla naszych dzieciaków. Każdy tancerz i tancerka – 6 chłopców i 6 dziewczynek dostali swoje własne wdzianko na wymiar. Podpisane własnym imieniem i przechrzczone naszymi własnymi wypocinami.
Czułam się jak ich mama. Przecież nasze mamy nie raz przesiedziały wiele godzin, by przygotować swojemu dziecku strój słonia, smerfetki, Zorra czy pingwina do przedszkola, na bal przebierańców czy jakieś przedstawienie. A potem ta duma jak z własnych dzieci, kiedy występowały na scenie przed zgromadzoną publicznością! Nie do opisania...
Father Chaster czyni małe cuda z tymi dziećmi w Lufubu, na końcu świata! Cały pokaz do Kasamy przygotowaliśmy trochę przez kompleksy. Żeby pokazać, że też potrafimy. Że nie jesteśmy gorsi, tylko dlatego, że przyjeżdżamy ze wsi, z buszu, z miejsca, którego nikt nie umie wskazać na mapie. Do Kasamy praktycznie wszyscy dojechali autobusem. My, ciężarówką. W środku nocy, zakurzeni po dziurki w nosie. Nasza podróż z 8 przedłużyła się do 16 godzin, zaliczając przypadkową burzę piaskową po drodze. Tutaj również chitengi okazały się niezbędne. Bez przykrycia twarzy nie dałoby się oddychać!
I udało się! Byliśmy THE BEST! Ostatecznie dostaliśmy pierwsze miejsce na najlepszą prezentację grupy i tematu. Wygraliśmy mecz piłki nożnej. Wygraliśmy konkurs wiedzy biblijnej. A w naszym tracku odbywały się najbardziej przebojowe imprezy, wszyscy chcieli się do nas dosiąść. Podczas sobotniej mszy nasze dziewczynki zaczęły spontanicznie tańczyć. Spodobało się to siostrom i poprosiły nas o przygotowanie tańca na uroczystą mszę w niedzielę. Dziewczynki dostały do tańczenia śliczne sukieneczki i koszyczki z płatkami kwiatów. I znowu robiliśmy furorę. Podczas całego pobytu rzucaliśmy się w oczy z naszymi pomarańczowymi koszulkami. Tylko my, jako grupa przygotowaliśmy je sobie wcześniej, by wyróżniać się z tłumu. Byliśmy zauważalni z daleka. Gdy przechodziliśmy korytarzem, wszyscy krzyczeli za nami Lufubu! Lufubu!. Pobiliśmy konkurencje na łopatki. A właściwie to byliśmy bezkonkurencyjni!
Po naszym wystąpieniu salezjańska siostra podsumowała nas: Zobaczcie co ci ludzie mają w ich sercach...
Jak widać nie szata zdobi człowieka, ale było warto!
Lufubu is the BEST,
if you don't believe, come and TEST!
ODCINEK konferencji
,,Człowiek potrzebuje zachwytu, ale tez wytężonego wysiłku dla tworzenia rzeczy wartościowych. Potrzebuje uwagi i zainteresowania, aby w wolności zacząć działać. Jeśli tego zabraknie, pozostanie tylko niewolnikiem zmuszonym (lub zmuszającym się) do pracy, szukającym okazji do ucieczki, uwolnienia się od niechcianego ciężaru.”
Człowiek odbiera wszystko zmysłami, musi przytulić aby okazać miłość, dotknąć jak Tomasz rany Jezusa, aby uwierzyć. Ma też sakrament spowiedzi, by mieć naoczny znak, że jego grzechy zostały mu przebaczone.
Nowa perspektywa przypowieści o talentach. Każdy ma jakiś talent. Nie możemy zatrzymywać go dla siebie. Nie możemy zakopywać go w ziemi. My mamy inwestować, dzieląc się. Tak, by na koniec dnia mieć puste ręce oddając wszystko innym, ale tym samym kolejne bonusy na naszym koncie w niebie.
Pewien lekarz w Kasamie opowiadał nam jak przeżył niebezpieczny wypadek w swoim życiu. Uzmysłowił nam, że każdego dnia i dzisiaj również tysiące ludzi zmarło, zginęło w wypadku, odeszło, opuściło rodziny. A my jesteśmy tu i teraz w tym a nie innym miejscu. Wybrani spośród miliona, bo milion ludzi dzisiaj mogło zginąć, ale ja jestem tu by otrzymywać kolejne łaski, jeśli tylko jestem w stanie je przyjąć.
Jesteśmy tu bo Pan Bóg nas wezwał i cudowne jest to, ze odpowiedzieliśmy na jego wezwanie. My, którzy zostaliśmy wybrani z miliona, bo jeszcze w łonie matki, tysiące komórek walczyło o to by ta jedna mogła stworzyć nowe życie, już od dawna zaplanowane z góry. I nie ma drugiego takiego na świecie ja JA! Każdy jest jedyny w swoim rodzaju. Najpierw człowiek jest tak maleńki, że trudno zauważyć go przez mikroskop, ale teraz możemy oglądać siebie nawzajem jak jesteśmy WIELCY. Wcale nie ze względu na wzrost i wagę!
I'm walking, walking here, there.
I'm serching, serching here, there.
I'm turning, turning here, there.
There's no one, there's no one like ME!
Człowiek odbiera wszystko zmysłami, musi przytulić aby okazać miłość, dotknąć jak Tomasz rany Jezusa, aby uwierzyć. Ma też sakrament spowiedzi, by mieć naoczny znak, że jego grzechy zostały mu przebaczone.
Nowa perspektywa przypowieści o talentach. Każdy ma jakiś talent. Nie możemy zatrzymywać go dla siebie. Nie możemy zakopywać go w ziemi. My mamy inwestować, dzieląc się. Tak, by na koniec dnia mieć puste ręce oddając wszystko innym, ale tym samym kolejne bonusy na naszym koncie w niebie.
Pewien lekarz w Kasamie opowiadał nam jak przeżył niebezpieczny wypadek w swoim życiu. Uzmysłowił nam, że każdego dnia i dzisiaj również tysiące ludzi zmarło, zginęło w wypadku, odeszło, opuściło rodziny. A my jesteśmy tu i teraz w tym a nie innym miejscu. Wybrani spośród miliona, bo milion ludzi dzisiaj mogło zginąć, ale ja jestem tu by otrzymywać kolejne łaski, jeśli tylko jestem w stanie je przyjąć.
Jesteśmy tu bo Pan Bóg nas wezwał i cudowne jest to, ze odpowiedzieliśmy na jego wezwanie. My, którzy zostaliśmy wybrani z miliona, bo jeszcze w łonie matki, tysiące komórek walczyło o to by ta jedna mogła stworzyć nowe życie, już od dawna zaplanowane z góry. I nie ma drugiego takiego na świecie ja JA! Każdy jest jedyny w swoim rodzaju. Najpierw człowiek jest tak maleńki, że trudno zauważyć go przez mikroskop, ale teraz możemy oglądać siebie nawzajem jak jesteśmy WIELCY. Wcale nie ze względu na wzrost i wagę!
I'm walking, walking here, there.
I'm serching, serching here, there.
I'm turning, turning here, there.
There's no one, there's no one like ME!
poniedziałek, 2 września 2013
ODCINEK tego co mam
Według słownika:
Posiadać - o człowieku: być właścicielem czegoś o dużej wartości.
Rzeczy, które posiadam na własność. Mam przed sobą swój słownik angielsko – polski, który rozpada się ze starości. Mam ubrania, które już dawno nie są modne. Nawet nie wiem co teraz w Polsce jest na czasie. Aparat fotograficzny, który już od dawna chcę wymienić na lepszy. Mam laptopa z zepsutą baterią. I tak bez końca, zawsze można byłoby ulepszać rzeczy i wymieniać na nowe.
To co posiadasz Cię zmienia...
Czasem żałuję, będąc tutaj, że nie mam przy sobie aparatu w jakimś konkretnym momencie. Patrzę na jakiś obrazek i myślę sobie, ale mega zdjęcie by mi z tego wyszło. A potem przychodzi inna myśl. Najważniejsze, że zachowam to w sobie. Nie da się wrócić do swoich wspomnień i doświadczeń, by je zmienić. Dlatego właśnie warto zbierać tylko te najpiękniejsze. A więc gromadzę kolorowe slajdy uśmiechniętych dzieci w moim sercu.
Uświadomiłam sobie ostatnio, jak wiele dzieje się w moim życiu. I rzeczywiście mogę przerzucać teraz w mojej głowie kolejne slajdy.
Wreszcie nauczyłam się jeździć na łyżwach w styczniu.
Mój pierwszy raz na nartach w lutym.
Potem wyjątkowa pielgrzymka do Częstochowy.
Gokarty z Martą w marcu.
Potem staż w korporacji.
W czerwcu odważyłam się na spływ kajakowy.
A w lipcu odkryłam, że umiejętność przebywania z dzieciakami też można uznać za zdolność.
To co posiadasz Cię zmienia...
W Polsce prowadziłam warsztaty na wyjazdach z dziećmi z bogatszych rodzin. Na każdym turnusie obowiązkowo zatrudniano lekarza. Dzieci często mają leki na stałe i wieczne alergie na wszystko. Najbardziej mi szkoda tych dzieci z alergią na UŚMIECH! Nie dlatego, że są smutne. Ale luksusowe warunki życiowe nauczyły ich obezwładniającego niezadowolenia.
W Lufubu mała Lucy przychodzi do nas z rozwalonym palcem. Jest tak źle, że muszę mocno trzymać zwijającą się z bólu dziewczynkę, kiedy Ajka zakłada jej opatrunek. Bolało, ale już po chwili wszystkie kładziemy się ze śmiechu na schodach. Bo chłopcy tak się wygłupiali, ze jeden z nich potknął się o głowę drugiego.
Luksusowe warunki? Rękawiczki przy zmianie opatrunku? Czyste ręce? To chyba w innym świecie. Ważne, że w ogóle jej to opatrzyłyśmy! Kiedy Maxwellowi odpadł plaster to przykładał sobie liścia. Przywiązywał go specjalnie przygotowanę tekturką na gumce. Lepsze to niż nic. Wspominałam już kiedyś o tutejszej zaradności.
Teraz po kilku latach pracy z dziećmi z różnych środowisk wyciągam jeden wniosek. Lepiej żeby dzieci nie miały, niż kiedy mają za dużo...
Kiedy posiadają za mało rzeczy w życiu to w 100% są lepiej nauczone JAK ŻYĆ, a to jest dopiero wartość!
Jak zmienia Cię to co posiadasz?
Posiadać - o człowieku: być właścicielem czegoś o dużej wartości.
Rzeczy, które posiadam na własność. Mam przed sobą swój słownik angielsko – polski, który rozpada się ze starości. Mam ubrania, które już dawno nie są modne. Nawet nie wiem co teraz w Polsce jest na czasie. Aparat fotograficzny, który już od dawna chcę wymienić na lepszy. Mam laptopa z zepsutą baterią. I tak bez końca, zawsze można byłoby ulepszać rzeczy i wymieniać na nowe.
To co posiadasz Cię zmienia...
Czasem żałuję, będąc tutaj, że nie mam przy sobie aparatu w jakimś konkretnym momencie. Patrzę na jakiś obrazek i myślę sobie, ale mega zdjęcie by mi z tego wyszło. A potem przychodzi inna myśl. Najważniejsze, że zachowam to w sobie. Nie da się wrócić do swoich wspomnień i doświadczeń, by je zmienić. Dlatego właśnie warto zbierać tylko te najpiękniejsze. A więc gromadzę kolorowe slajdy uśmiechniętych dzieci w moim sercu.
Uświadomiłam sobie ostatnio, jak wiele dzieje się w moim życiu. I rzeczywiście mogę przerzucać teraz w mojej głowie kolejne slajdy.
Wreszcie nauczyłam się jeździć na łyżwach w styczniu.
Mój pierwszy raz na nartach w lutym.
Potem wyjątkowa pielgrzymka do Częstochowy.
Gokarty z Martą w marcu.
Potem staż w korporacji.
W czerwcu odważyłam się na spływ kajakowy.
A w lipcu odkryłam, że umiejętność przebywania z dzieciakami też można uznać za zdolność.
To co posiadasz Cię zmienia...
W Polsce prowadziłam warsztaty na wyjazdach z dziećmi z bogatszych rodzin. Na każdym turnusie obowiązkowo zatrudniano lekarza. Dzieci często mają leki na stałe i wieczne alergie na wszystko. Najbardziej mi szkoda tych dzieci z alergią na UŚMIECH! Nie dlatego, że są smutne. Ale luksusowe warunki życiowe nauczyły ich obezwładniającego niezadowolenia.
W Lufubu mała Lucy przychodzi do nas z rozwalonym palcem. Jest tak źle, że muszę mocno trzymać zwijającą się z bólu dziewczynkę, kiedy Ajka zakłada jej opatrunek. Bolało, ale już po chwili wszystkie kładziemy się ze śmiechu na schodach. Bo chłopcy tak się wygłupiali, ze jeden z nich potknął się o głowę drugiego.
Luksusowe warunki? Rękawiczki przy zmianie opatrunku? Czyste ręce? To chyba w innym świecie. Ważne, że w ogóle jej to opatrzyłyśmy! Kiedy Maxwellowi odpadł plaster to przykładał sobie liścia. Przywiązywał go specjalnie przygotowanę tekturką na gumce. Lepsze to niż nic. Wspominałam już kiedyś o tutejszej zaradności.
Teraz po kilku latach pracy z dziećmi z różnych środowisk wyciągam jeden wniosek. Lepiej żeby dzieci nie miały, niż kiedy mają za dużo...
Kiedy posiadają za mało rzeczy w życiu to w 100% są lepiej nauczone JAK ŻYĆ, a to jest dopiero wartość!
Jak zmienia Cię to co posiadasz?
ODCINEK afrykańskiej egzotyki
To Ty nie masz tam słoni ani małp? A żyrafa albo zebra? To gdzie są? - Nie w buszu. My mamy tylko skorpiony i węże.
Opalilaś się? – Nie, tu jest teraz zima.
A ile macie tam stopni? - Nie wiem, tu nikt nie używa termometra.
Przeziębienie? W Afryce? To tak jak udar słoneczny na Antarktydzie! - Tutaj nazywamy to LUfluBU :D
Moje rozmowy ze znajomymi... :)
Wydawać by się mogło, że mój pobyt tu jest taki egzotyczny, a ja właśnie doszłam do wniosku jak bardzo życie tutaj przypomina najzwyklejszą w świecie codzienność.
Wychodząc dzisiaj z domku, dzieci z daleka wzywają mnie po imieniu. W oddali słyszę próbę śpiewu chóru kościelnego. Idąc do oratorium podbiegają do mnie kolejne uśmiechnięte czarne buzie. Przed oczami przeleciała mi piłka, która wypadła przez ogrodzenie. Szłam akurat naładować telefon, w którym od przedwczoraj mam internet. Wydawać by się mogło, że to taki luksus jak na Afrykę... Czasem mam okazje żeby się zmęczyć. Pracować trzeba jak wszędzie. Ciężkie przedmioty noszę na głowie, jak tutejsze kobiety. Odkryłam, że to naprawdę jest dużo wygodniejsze. Obiad jem palcami. A życie tutaj toczy się jak wszędzie...
Aby nie wpaść w tym wszystkim w monotonnie wystarczy sobie zadać tylko jedno pytanie.
A gdybyś tak następnego dnia miał się obudzić tylko z tym, za co podziękowałeś wieczorem Panu Bogu?
ODCINEK kręcony z lotu ptaka
Ignacy z Loyoli: ,,W młodości czerpał pełnymi garściami z przyjemności ówczesnego świata. Spotkało go jednak nieszczęście – został poważnie zraniony przez kulę armatnią. Długi czas rekonwalescencji okazał się błogosławieństwem, bo właśnie wtedy odnalazł skarb wiary.”
Uświadomiłam sobie dzisiaj, że Pan Bóg do realizacji swoich planów wcale nie wybiera tych najbardziej świątobliwych, uduchowionych, pobożnych i niewinnych.
Mojżesz swoją działalność zaczął od zabójstwa Egipcjanina. Wszyscy na pewno znają przeszłość św. Pawła zanim zaczął swoją chrześcijańską działalność. Z tego co pamiętam św. Augustyn, zanim został świętym też miał chyba z czymś na bakier.
ON wybiera tych, którzy w odpowiednim momencie potrafili się zatrzymać i całą swoją siłą woli powiedzieć Mu: TAK!.
I tym samym Mojżesz miał gorejący krzak, św. Paweł spadł z konia, św. Ignacy Loyola dostał kulą z armaty. Ja tez miałam swój punkt zwrotny, a wczorajsza rozmowa przy stole przywróciła mi wspomnienia z przeszłości.
Znów rozmowa zaczęła się przy stole.
Ja: Andrew, come on! Nie jesteś prawdziwym mężczyzną jeśli nigdy nie piłeś alkoholu!
Andrew: Nieprawda. Kiedy idę na imprezę ze znajomymi i oni wszyscy piją, bawią się przy alkoholu, a ja jestem z nimi i potrafię im wszystkim odmówić, to jest dopiero MĘSKIE!
Bez kitu, zabił mnie tą odpowiedzią. I rzeczywiście, miał racje...
A moi znajomi z imprez z przeszłości?
Ktoś siedział w więzieniu, ktoś przesadza z alkoholem, ktoś inny musiał wyjechać za granicę, żeby go nie przymknęli, C. nie mówi mi już ,,siema” na ulicy. K. i R. nie żyją. K. miałby teraz 23 lata... O. w miarę się ogarnął. W sumie nie miał wyjścia, odkąd ma dziecko... no i Maślana.
Maślana pojechała na misje do Afryki..
Subskrybuj:
Posty (Atom)