wtorek, 9 lipca 2013

ODCINEK 3

Zawsze sobie tłumaczyłam, że jeśli osiągam coś pomimo wielu przeszkód to pewnie dlatego, żebym to mogła bardziej docenić. Potem przeczytałam w dzienniczku s. Faustyny, że jeśli na drodze, którą dążymy spotykamy wiele przeszkód to możemy być pewni, że Pan Jezus za tym stoi.
Rzeczywiście, tuż przed samym wyjazdem pojawiło się już kilka przeszkód, trudności i nawet łez. Ale po burzy zawsze wschodzi słońce. Małe cuda zaczęły wyrastać jak skromne przebiśniegi.
Pomimo wszystko wyruszam. Powodów dla których to robię jest mnóstwo.
Żebym ja mogła zrozumieć, że nie nadaję się do pracy w korporacji.
Żeby, jeszcze przed wyjazdem zdążyć na ostatni dzwonek lekcji ufności, podobnie jak Magda, Robert i inni wolontariusze.
Żeby Ela i Julita mogły przekonać się, że marzenia się spełniają.
Żeby Tomek uwierzył, że warto wierzyć w ideały. Tylko, że wiara bez uczynków jest martwa, a więc pamiętaj Tomku, że ważne też jest działanie!
Żeby Marcin, zagorzały ateista, miał się za co pomodlić na różańcu, który ode mnie dostał.
Żeby moja mama, która po cichu marzyła, aby jej syn został kapłanem, doceniła, że ma córkę misjonarkę :)

Już wiem, dlaczego zabrakło mi kasy na malaron – żebym ja mogła zorganizować zbiórkę potrzebnych darów dla dzieciaków i żeby inni ludzie dobrej woli mogli spełnić choćby drobny, ale wielki dobry uczynek. 

Moją motywacją do wyjazdu jest miłość. Panie Jezu, jadę kochać Cię w afrykańskich dzieciakach!
To nic, że mają grzybicę… 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz