sobota, 25 października 2014

Małe kwiatki też tworzą bukiet





7:30 Na śniadanie szynka! Sprzątając po śniadaniu, rozlewam mleko. Jest wszędzie. I wszystko trzeba posprzątać…

8:00 Idziemy do domku przez farmę, żeby po drodze zgarnąć Sokoniego. Ma nam naprawić przeciekający kran. Zulu informuje nas, że Soko poszedł po lekarstwa, bo się źle czuł. Jak wróci, przyjdzie do nas.

9:30 Wciąż czekamy na Soko…

10:30 Idziemy do szkoły, ale nasz nauczyciel nadal jest chory. Odsyłają nas z powrotem.

11:00 Jak Sokoni poszedł po lekarstwa, tak jeszcze nie wrócił…

12:00 Nie ma prądu, Judyth podgrzewa nam mięsko na węglu z grilla;)

13:30 Układamy puzzle w przedszkolu, bo żaden nie był w swoim pudełku. Odkrywam robaczka, który zaczął budować sobie domek pod małą trampoliną dla dzieci. Wyrzucamy zdechłego kotka. Potem zastaje nas burza.

15:00 Mama Benjamina przynosi specjalne drewno do rozpalania węgla, o które prosiłyśmy. Pytam czy ma więcej. Ale ona nic nie rozumie po angielsku, więc spuszcza nam cenę. Klaudia idzie po pieniądze do domku. A kobieta siada na krześle w oratorium i czeka.

15:15 Przychodzi Sokoni do oratorium i mówi, że przed chwilą był u nas, ale nikt mu nie otworzył. Pewnie minął się z Klaudią. Soko się ulatnia. Kobieta czeka na krześle.

15:25 Wraca Klaudia, ale nie znalazła drobnych pieniędzy. Idę przez farmę po Sokoniego i do domku, bo mama Benjamina wciąż czeka na krześle.

15:30 Soko na luzie, wyleguje się na ławeczce. Pod dachem, bo po burzy został jeszcze deszcz. Wołam go, żeby poszedł ze mną. Sokoni sięga po narzędzia i dłuższą chwile przewraca jakieś stare worki. Wreszcie idzie w moją stroną z wielką, przezroczystą, prostokątną folią w ręku. Patrzę na niego pytającym wzrokiem. Mówi, że to jego płaszcz przeciwdeszczowy. Ale nie zakłada go na siebie. Przerzuca tylko przez ramię, Folia powiewa jak peleryna. A mama Benjamina nadal siedzi na krześle w oratorium.

16:00 Soko pokazuje mi, co zrobić żeby kran nie przeciekał. Trzeba zakręcić wodę, potem przekręcić korek na prysznic, żeby nie było przełączone na kran. A jeśli cieknie dalej to odkręcić wodę, żeby zleciało to co jest w rurze od prysznica i zakręcić znowu. Zapamiętałam i wzięłam ze sobą pieniądze. Wychodzimy. Sokoni wygląda jak superman tylko w wersji stracha na wróble.

16.20 Wracam do oratorium. Rozmawiam jeszcze z Klaudią. Przedstawiam skomplikowaną instrukcję obsługi kranu w naszej łazience. Potem dopiero idę do kobiety, która jak gdyby nigdy nic, nadal siedzi na krześle. Płacę za kawałek gałęzi. W czasie różańca w oratorium Lazarous modli się za swoją dziewczynę :D

18:15 Wieczorem, jak zwykle we wtorki od 18 do 20 nie ma prądu. Próbujemy zrobić coś na grillu. Nie udało nam się rozpalić węgla, mimo specjalnego drewna. Na niebie są piękne gwiazdy, choć w oddali błyska. Pisze SMSa do Wojtka, proszę go o mapę nieba nad Zambią. Pytam o komety. Do kolacji połykam tabletkę, bo bolą mnie zatoki.

20:00 W naszym domku wciąż coś się psuje. Jutro zapraszamy ks. Gienka z wodą święconą. Ciekawe czy nasz nauczyciel do jutra wyzdrowieje.

21:00 Dostaję od siostry wiadomość z przepisem na ciasto cytrynowe. Z niecierpliwością czekamy z Klaudią aż mango dojrzeje. Planujemy imprezę urodzinową dla Judyth i Margaret.

22:00 Znalazłam sposób na latające mrówki w moim pokoju. Przestałam sprzątać pajęczyny wokół żarówki. Kładę się spać, a w głowie obraz Sokoniego z wielką folią, mokrą od deszczu. Będzie mi powiewał w pamięci pewnie jeszcze przez tydzień :D

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz