7:30 Na śniadanie szynka! Sprzątając po śniadaniu, rozlewam
mleko. Jest wszędzie. I wszystko trzeba posprzątać…
8:00 Idziemy do domku przez farmę, żeby po drodze zgarnąć
Sokoniego. Ma nam naprawić przeciekający kran. Zulu informuje nas, że Soko
poszedł po lekarstwa, bo się źle czuł. Jak wróci, przyjdzie do nas.
9:30 Wciąż czekamy na Soko…
10:30 Idziemy do szkoły, ale nasz nauczyciel nadal jest
chory. Odsyłają nas z powrotem.
11:00 Jak Sokoni poszedł po lekarstwa, tak jeszcze nie
wrócił…
12:00 Nie ma prądu, Judyth podgrzewa nam mięsko na węglu z
grilla;)
13:30 Układamy puzzle w przedszkolu, bo żaden nie był w
swoim pudełku. Odkrywam robaczka, który zaczął budować sobie domek pod małą
trampoliną dla dzieci. Wyrzucamy zdechłego kotka. Potem zastaje nas burza.
15:00 Mama Benjamina przynosi specjalne drewno do rozpalania
węgla, o które prosiłyśmy. Pytam czy ma więcej. Ale ona nic nie rozumie po
angielsku, więc spuszcza nam cenę. Klaudia idzie po pieniądze do domku. A
kobieta siada na krześle w oratorium i czeka.
15:15 Przychodzi Sokoni do oratorium i mówi, że przed chwilą
był u nas, ale nikt mu nie otworzył. Pewnie minął się z Klaudią. Soko się
ulatnia. Kobieta czeka na krześle.
15:25 Wraca Klaudia, ale nie znalazła drobnych pieniędzy.
Idę przez farmę po Sokoniego i do domku, bo mama Benjamina wciąż czeka na
krześle.
15:30 Soko na luzie, wyleguje się na ławeczce. Pod dachem,
bo po burzy został jeszcze deszcz. Wołam go, żeby poszedł ze mną. Sokoni sięga
po narzędzia i dłuższą chwile przewraca jakieś stare worki. Wreszcie idzie w
moją stroną z wielką, przezroczystą, prostokątną folią w ręku. Patrzę na niego
pytającym wzrokiem. Mówi, że to jego płaszcz przeciwdeszczowy. Ale nie zakłada
go na siebie. Przerzuca tylko przez ramię, Folia powiewa jak peleryna. A mama
Benjamina nadal siedzi na krześle w oratorium.
16:00 Soko pokazuje mi, co zrobić żeby kran nie przeciekał.
Trzeba zakręcić wodę, potem przekręcić korek na prysznic, żeby nie było
przełączone na kran. A jeśli cieknie dalej to odkręcić wodę, żeby zleciało to
co jest w rurze od prysznica i zakręcić znowu. Zapamiętałam i wzięłam ze sobą
pieniądze. Wychodzimy. Sokoni wygląda jak superman tylko w wersji stracha na
wróble.
16.20 Wracam do oratorium. Rozmawiam jeszcze z Klaudią.
Przedstawiam skomplikowaną instrukcję obsługi kranu w naszej łazience. Potem
dopiero idę do kobiety, która jak gdyby nigdy nic, nadal siedzi na krześle. Płacę
za kawałek gałęzi. W czasie różańca w oratorium Lazarous modli się za swoją
dziewczynę :D
18:15 Wieczorem, jak zwykle we wtorki od 18 do 20 nie ma
prądu. Próbujemy zrobić coś na grillu. Nie udało nam się rozpalić węgla, mimo
specjalnego drewna. Na niebie są piękne gwiazdy, choć w oddali błyska. Pisze
SMSa do Wojtka, proszę go o mapę nieba nad Zambią. Pytam o komety. Do kolacji
połykam tabletkę, bo bolą mnie zatoki.
20:00 W naszym domku wciąż coś się psuje. Jutro zapraszamy
ks. Gienka z wodą święconą. Ciekawe czy nasz nauczyciel do jutra wyzdrowieje.
21:00 Dostaję od siostry wiadomość z przepisem na ciasto
cytrynowe. Z niecierpliwością czekamy z Klaudią aż mango dojrzeje. Planujemy
imprezę urodzinową dla Judyth i Margaret.
22:00 Znalazłam sposób na latające mrówki w moim pokoju.
Przestałam sprzątać pajęczyny wokół żarówki. Kładę się spać, a w głowie obraz
Sokoniego z wielką folią, mokrą od deszczu. Będzie mi powiewał w pamięci pewnie
jeszcze przez tydzień :D
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz