Wywiad z Emanuelem się nie udał. Nasza
Złota Rączka na farmie był w tamtym roku przez miesiąc w Polsce. Chciałam
napisać tekst o tym jak spędził ten czas. Oczywiście był zachwycony wizytą, ale
jego opowieść mnie nie zachwyciła. Nic ciekawego na dobry temat. Jestem dzisiaj
sama. Księża w Lusace, Klaudia i Margaret w Mansie. Idę otworzyć oratorium, a w
biurze nie ma klucza. No tak, przecież wczoraj biuro było zamknięte i wzięłam
klucz do domu. Wracam z powrotem przez farmę. Zaczyna padać deszcz. Zanim
jeszcze zdążyłam otworzyć bramę na całą szerokość, cała zgraja dzieci rzuciła
się do wejścia, aby jak najszybciej dobiec do drzewa po śliwki.
Na ,,study time”, czyli podczas godziny
poświęconej na naukę, wycinamy z dziećmi harmonijki z ludzikami. W holu zostaje
po nich na podłodze cała masa papierów i pestek po śliwkach. Nikt nie zamierza
tego posprzątać. A ja nie mam czasu, starsi chłopcy właśnie poprosili mnie o
wyciągnięcie sprzętu. W niedzielę impreza walentynkowa i obiecaliśmy wyciągnąć
głośniki, które chłopcy mieli wcześniej przygotować. Chłopcy przynieśli
wszystko, ale pytają o mnie o adapter. Nie wiem co to, przeszukujemy cały pokój
i nic nie znajdujemy. Ja nawet nie wiem czego szukam. Potem się okazuje, że
chodziło im o przedłużacz. Ręce mi opadają, zwłaszcza, że odnotowałam, że
właśnie zginęła jedna para nożyczek, z dwóch które zostawiłam na biurku…
Ostatecznie, zrezygnowana, siadam z
dziewczynkami na pniu drzewa. Robią mi warkoczyki. A tu nagle wszyscy rzucają
piłki. Przerywają swoje mecze i biegną w jednym kierunku. Słyszę krzyk.
Rozumiem w bemba tylko tyle, że chłopczyk właśnie oberwał kamieniem w głowę.
Nie wiem jak do tego doszło, zanim docieram na miejsce zdarzenia, chłopiec ma
już nie tylko twarz we krwi, ale nawet plecy do połowy. Głośno płacze i nie
chce pomocy. Poszedł zapłakany do domu. Co miałam zrobić? Dołączyłam do
chłopców grających w siatkę. A kiedy piłka poleciała za daleko zauważyłam
Johnego i Mathewsa bijących się na trawie. Ostrzegłam ich 2 razy, że mają
przestać. Usłyszeli ostrzeżenie i w bemba i po angielsku. Na pewno zrozumieli,
ale nie posłuchali. Za trzecim razem wyrzuciłam ich z oratorium. Znów zbiegły
się wszystkie dzieci, ciekawe co tym razem się wydarzyło. John zamiast kierować
się do bramy odwrócił się w drugą stronę, szukając swoich butów…. echhhh
Zanim zaczęliśmy różaniec miałam jeszcze
ogłoszenie do dzieci. Zapytałam, kto może przetłumaczyć z angielskiego na
bemba, tak żeby wszyscy zrozumieli. W tym momencie starsi chłopcy się
pokłócili. Oczywiście nikt nie chciał… Wywołałam Maxwela i poprosiłam
wszystkich, aby każdy wyrzucił tylko jeden papierek z podłogi w celu
posprzątania holu. W innym przypadku nie zrobimy więcej zajęć takich, jak
dzisiaj. Oczywiście nie wszystkim się chciało…
Zaczynamy różaniec. Pethias zapomniał
poczekać na przeczytanie pierwszej tajemnicy i zaczął od ,,Ojcze nasz”. Dzieci
wybuchają śmiechem i zagłuszają modlitwę. Znów trzeba ich uciszyć. Dziś na
różaniec idziemy do kapliczki. Wychodzimy za bramę i zaczyna padać. W czasie
różańca 2 razy upominam małą Memory, która zakłada sobie koszulkę na głowę i
zaczepia Esther. Ufff różaniec skończony, wracam do oratorium. Kiedy chce
zamknąć bramę Wesley wraz z Bundą nagle postanowili przed bramą odtańczyć jakiś
dziwny taniec. Pośpieszam ich, ale oni mają fan. A ja mam dość. Zamykam
chłopców w środku i wychodzę. Chłopcy wrzeszczeli za mną, abym im otworzyła.
Wróciłam dopiero, gdy zaczęli mnie
błagać.
Dochodząc do domu zastaję otworzone okno.
Mamy tylko jedno takie, które się nie domyka. Przed wejściem je zamykałam, więc
nie mogło otworzyć się samo! Ktoś tu był! Boję się wchodzić dalej…. W środku
nie notuję żadnej kradzieży, ale i tak wystarczająco się boję. Zwłaszcza, że
nie ma wody, muszę pójść po ciemku za domek, żeby odkręcić zawór. Zbieram się
na odwagę. Odkręcam, a woda nie leci. Czeka mnie wycieczka na farmę. Na farmie
gryzie mnie komar i 2 pchły. Po drodze oglądam świetliki i całuję klamkę. Nie
znalazłam nikogo, kto mógłby włączyć pompę. Wracam do domu, a tam na ścianie stworzenie
wielkości tarantuli, tylko nie włochate. Pierwszy raz w życiu piszczę,
zabijając pająka. Zmęczona siadam do stołu, aby zjeść kolacje, ale chleb jest
spleśniały……………….
Żeby nie wpaść w depresję po prostu śpiewam
sobie na pocieszenie:
Życie, życie jest nowelą
Raz przyjazną a raz wrogą,
Czasem chcesz się pożalić,
Ale nie masz do kooogooo :D
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz