czwartek, 7 maja 2015

Zdecydować się na dobro

Siedzę właśnie przy blasku świeczki, którą dostałam na 18stkę. Dostałam ją na urodziny ze słowami, żeby ta świeczka była światłem na mojej drodze w dorosłości. A teraz jestem z moją świeczką w Afryce. Nie ma prądu, a ja rozważam fragment Listu do Efezjan, który nie daje mi ostatnio spokoju…
Łaską bowiem jesteście zbawieni przez wiarę. A to pochodzi nie od was, lecz jest to dar Boga nie z uczynków, aby nikt się nie chlubił. Jesteśmy bowiem Jego dziełem, stworzeni w Chrystusie Jezusie dla dobrych czynów, które Bóg z góry przygotował, abyśmy je pełnili. (Ef 2, 8-10) – najwyraźniej oznacza to, że zbawieni jesteśmy poprzez swoją wiarę, i że to nie my jesteśmy twórcami swoich dobrych uczynków…
A z drugiej strony… Wiara bez uczynków jest martwa (Jakuba 2,13)  hmmm…

Możecie w to uwierzyć??? Jeśli Pan Bóg miał aż taki szalony pomysł, że jako dobry uczynek zgotował mi misje w Afryce to co On jeszcze dla mnie przygotował??? Jakie jeszcze MEGA pomysły musi mieć dla innych ludzi????

Ja bym sama w życiu nie wpadła na to, że będę kiedyś chodzić po linie z dziećmi z afrykańskiej wioski. Albo, że będę jeździć za kierownicą samochodu terenowego po Afryce, lewostronnym ruchem drogowym z biegami pod lewą ręką i sprzedawać ludziom żywe kurczaki. Nigdy nie wpadłabym na to, że przyjdzie mi w Niedzielę Palmową machać prawdziwą palmą. Albo jeść mięso z krokodyla i pić herbatę prosto z plantacji!

Tyle darów, naprawdę przemawia za tym, że warto pełnić te dobre uczynki, które Pan Bóg dla nas przygotował :D A potem, jako dar dostałam jeszcze kolejną lekcję….

Maxwell Kabwe – jeden ze złodziei, którzy okradli domek dla wolontariuszy przed naszym przyjazdem do Lufubu. Nawija po angielsku lepiej niż niejeden dorosły. Bez problemu komunikuje się z nami w tym języku, ale powtarza 6 klasę, bo nie zdał z j. bemba. Leniuch – kiedy przychodzi do pracy w ramach Adopcji na Odległość, po kilku minutach jęczy, że jest zmęczony i umiera. Ale ożywia się bardzo szybko, kiedy wyciągam listę obecności grożąc, że go skreślę jeśli nie chce pracować. Chodzi w sandałach, które dostał od Gosi poprzedniej wolontariuszki. A przecież wiem, że nie brakuje mu butów. Kiedy pracowałam tu w tamtym roku, dostał od nas aż dwie pary, dla siebie klapki i adidasy dla jego mamy. Tak, miałam go za cwaniaka. Kiedy zaprosił nas do swojego domu ,Klaudia zastanawiała się czy powinniśmy wziąć ze sobą jakiś podarunek, przychodząc w odwiedziny. Ostatecznie przekonałam ją, że nie jest to konieczne.

W niedzielę po mszy wybrałyśmy się na wioskę i do domu Maxwella. Bywało już nie raz, że odwiedzałyśmy kogoś na wiosce, ale nikt nas raczej nie częstował jedzeniom. W domu Maxwella było inaczej. Chłopiec przyjął nas z otwartymi ramionami. Upiekł dla nas kukurydzę na węglu, a potem zapakował świeże kolby z ogrodu, abyśmy mogły zabrać do domu. Dostałyśmy od niego również owoce, których nazwy nie znam, ale smak zapamiętam na długo. Potem pokazał nam skórę węża, którego niedawno zabił jego tata i zrobiliśmy mnóstwo wspólnych zdjęć.


Pomyliłam się co do Maxwella? Nie, ja w ogóle nie powinnam go osądzać! Znów wróciła do mnie zasada, której wciąż się uczę – nigdy nikomu niczego nie żałować! Wciąż dostrzegam, jak za każdym razem  wykonane dla kogoś dobro, wraca do mnie ze zdwojoną siłą. A oprócz płomienia mojej świeczki, świta mi w głowie jeszcze jeden fragment. Rozjaśnia mi wszystko, co niejasne: Darmo otrzymaliście, darmo dawajcie! (Mt 10,8).

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz