Siedzę właśnie przy blasku świeczki, którą dostałam na 18stkę.
Dostałam ją na urodziny ze słowami, żeby ta świeczka była światłem na mojej
drodze w dorosłości. A teraz jestem z moją świeczką w Afryce. Nie ma prądu, a
ja rozważam fragment Listu do Efezjan, który nie daje mi ostatnio spokoju…
Łaską bowiem jesteście zbawieni przez wiarę. A to pochodzi nie od was,
lecz jest to dar Boga nie z uczynków, aby nikt się nie chlubił. Jesteśmy bowiem
Jego dziełem, stworzeni w Chrystusie Jezusie dla dobrych czynów, które Bóg z
góry przygotował, abyśmy je pełnili. (Ef 2, 8-10) – najwyraźniej oznacza to, że
zbawieni jesteśmy poprzez swoją wiarę, i że to nie my jesteśmy twórcami swoich dobrych
uczynków…
A z drugiej strony… Wiara bez uczynków jest martwa (Jakuba 2,13) hmmm…
Możecie w to uwierzyć??? Jeśli Pan Bóg miał aż taki szalony pomysł, że
jako dobry uczynek zgotował mi misje w Afryce to co On jeszcze dla mnie
przygotował??? Jakie jeszcze MEGA pomysły musi mieć dla innych ludzi????
Ja bym sama w życiu nie wpadła na to, że będę kiedyś chodzić po linie
z dziećmi z afrykańskiej wioski. Albo, że będę jeździć za kierownicą samochodu
terenowego po Afryce, lewostronnym ruchem drogowym z biegami pod lewą ręką i sprzedawać ludziom żywe kurczaki.
Nigdy nie wpadłabym na to, że przyjdzie mi w Niedzielę Palmową machać prawdziwą
palmą. Albo jeść mięso z krokodyla i pić herbatę prosto z plantacji!
Tyle darów, naprawdę przemawia za tym, że warto pełnić te dobre
uczynki, które Pan Bóg dla nas przygotował :D A potem, jako dar dostałam
jeszcze kolejną lekcję….
Maxwell Kabwe – jeden ze złodziei, którzy okradli domek dla
wolontariuszy przed naszym przyjazdem do Lufubu. Nawija po angielsku lepiej niż
niejeden dorosły. Bez problemu komunikuje się z nami w tym języku, ale powtarza
6 klasę, bo nie zdał z j. bemba. Leniuch – kiedy przychodzi do pracy w ramach
Adopcji na Odległość, po kilku minutach jęczy, że jest zmęczony i umiera. Ale
ożywia się bardzo szybko, kiedy wyciągam listę obecności grożąc, że go skreślę
jeśli nie chce pracować. Chodzi w sandałach, które dostał od Gosi poprzedniej wolontariuszki.
A przecież wiem, że nie brakuje mu butów. Kiedy pracowałam tu w tamtym roku,
dostał od nas aż dwie pary, dla siebie klapki i adidasy dla jego mamy. Tak,
miałam go za cwaniaka. Kiedy zaprosił nas do swojego domu ,Klaudia zastanawiała
się czy powinniśmy wziąć ze sobą jakiś podarunek, przychodząc w odwiedziny.
Ostatecznie przekonałam ją, że nie jest to konieczne.
W niedzielę po mszy wybrałyśmy się na wioskę i do domu Maxwella.
Bywało już nie raz, że odwiedzałyśmy kogoś na wiosce, ale nikt nas raczej nie
częstował jedzeniom. W domu Maxwella było inaczej. Chłopiec przyjął nas z
otwartymi ramionami. Upiekł dla nas kukurydzę na węglu, a potem zapakował świeże
kolby z ogrodu, abyśmy mogły zabrać do domu. Dostałyśmy od niego również owoce,
których nazwy nie znam, ale smak zapamiętam na długo. Potem pokazał nam skórę
węża, którego niedawno zabił jego tata i zrobiliśmy mnóstwo wspólnych zdjęć.
Pomyliłam się co do Maxwella? Nie, ja w ogóle nie powinnam go osądzać!
Znów wróciła do mnie zasada, której wciąż się uczę – nigdy nikomu niczego nie
żałować! Wciąż dostrzegam, jak za każdym razem
wykonane dla kogoś dobro, wraca do mnie ze zdwojoną siłą. A oprócz
płomienia mojej świeczki, świta mi w głowie jeszcze jeden fragment. Rozjaśnia mi wszystko, co niejasne: Darmo
otrzymaliście, darmo dawajcie! (Mt 10,8).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz